Przyjaciółka, nazwijmy ją Kamila, od czterech lat zmaga się z depresją. Lekki, pobyty na różnych oddziałach szpitali psychiatrycznych i terapia (póki były na nią pieniądze) trochę ją odbudowały.
Pasją Kamili jest pisanie. Nie jakieś wybitne, sama przyznaje "to raczej poziom przyzwoitego amatora", jednak sprawia jej to dużo przyjemności i pozwala się uwolnić od negatywnych myśli na temat życia. Ot, normalne hobby.
Niedawno Kamila, poświęcając dużo pracy, napisała bardzo długi tekst, który sama nazywa "cyklem". Jest to sześć połączonych ze sobą opowiadań, których objętość w całości ma jakieś 120+ stron. Wiem, bo pokazywała mi urywki i sama narzekała, że czasem się rozpędza przy tworzeniu.
Zachęciłem ją do opublikowania tekstu na pewnej stronie, która zbiera podobne utwory właśnie z zachowaniem tego podziału na części, bo była z niego naprawdę zadowolona. To też zrobiła. No i się zaczęło.
Strona dzieli się na Poczekalnie i Zbiór Główny. Moderacja sprawdza tekst i umieszcza go w Poczekalni, a potem "Loża Autorska" (czyli grupa najlepszych pisarzy strony) stwierdza, czy nadaje się on na stronę główną. Kamila po udostępnieniu pierwszej części tekstu została jednak zjechana z góry na dół przez ową grupę.
Niektórzy, chociaż dawali jej sugestie na temat poprawek, które (po tym, jak pozbierała się ze stanu agonii, w którą popadła) naniosła, inni wprost stwierdzali, że prawie dwudziestu ośmiostronicowe opowiadanie to wyłącznie porażka i jedno wielkie nieporozumienie.
Owszem, pojawiały się głosy, które zauważały, że pod prostymi do naprawienia błędami znajduje się mimo wszystko dość interesująca fabuła i chcieli otrzymywać kolejne. Dlatego moja droga Kamila usiadła i jeszcze raz wszystko poprawiła. Loży to jednak nie wystarczyło, domagali się dalszych popraw. Sytuacja się powtarza, Kamila znów czyta i nanosi poprawki, coraz bardziej podłamana (w pewnym momencie już sama stwierdzała, że "wypala się jej to przed oczami" i musi robić przerwy, bo już sama nie widzi czy coś zmieniła, czy nie), przejeżdżała różnymi programami do sprawdzania poprawności językowej, ale oczywiście "NADAL ŹLE, BO TUTAJ JEST UŻYTY SLANG KNAJACKI" (bo uwaga, użyła określenia, że dana osoba "podbiła", gdzie narracja jest prowadzona z perspektywy bohatera, mogącego spokojnie ujść za swoistego dresika) lub teksty "Aż mi szkoda marnować czasu na wytykanie wszelkich błędów".
I tutaj ciekawostka, że czasem nawet zaczęła używać form stylistycznych z czytanych (a więc wydrukowanych, wydanych przez wydawnictwo z całą masą redaktorów, edytorów i korektorów) książek i też były uznawane one za złe.
Zapytałem się jej, czy ona to wysyłała na jakiś konkurs literacki, czy do grupy magistrów polonistyki, skoro tak po niej jeżdżą za to. Nie, zwykła strona, na której można udostępnić swoją pracę. Narzekanie na długość (bo przecież jak to opowiadanie, które ma dwadzieścia osiem stron, a nie trzy!), na zabiegi stylistyczne (przypomnę, zaczerpywane z książek)...
I tak to się ciągnie od końca kwietnia.
Żeby jednak było zabawniej:
Jeszcze do niedawna Kamila należała do grupy facebookowej "Pisarze Amatorzy", gdzie właśnie miała nadzieję znaleźć ludzi o podobnych zainteresowaniach i móc pogadać właśnie o tym, jak się piszę. Większość tam wolała jednak publikować swoje upiorne wypociny do oceny, od razu rzucając kwestiami "Do jakiego to wydawnictwa?". Tamte prace można by podpiąć do kategorii pomyłek, ale ona zawsze traktowała to z przymrużeniem oka w myśl "oni chcą jedynie pokazać, jak piszą w normalnych warunkach, nie żądają zapłaty za możliwość zobaczenia tego. Nie mają korektorów, edytorów i innych ludzi, którzy za nią wszystko poprawią, jeśli im zapłacą". I w ten sposób zawsze starała się interpretować prace, zachęcając ludzi do dalszej pracy nad własnym warsztatem, sama starając się też go poprawiać, podczas gdy inni właśnie zachowywali się jak wspomniana loża autorska.
Cóż, widać, jeśli chcesz być pisarzem, musisz znać cały słownik na pamięć, mieć magistra, a nawet doktora polonistyki. Najlepiej jakby sam Miodek siedział obok Ciebie i jeśli popełnisz błąd, od razu go tłumaczył, poprawiając. W innym razie nawet nie pokazuj się na oczy.
Kamila, chociaż udaje, że wszystko jest okej, znów sięgnęła po papierosy (nie paliła od roku) i widać, że jest jej ciężko. Codziennie zastanawiam się, co będzie dalej, bo nadal mówi, że stara się poprawiać i dalej podchodzić miło do ludzi, którzy tylko oblewają ją wiadrami gnoju. Widać jednak, jak powoli traci znów ochotę na wszystko, chowając się jak żółw do skorupy, uważając się za beznadziejną i nic niewartą.
Wszystko dlatego, że chciała być szczęśliwą.
Pasją Kamili jest pisanie. Nie jakieś wybitne, sama przyznaje "to raczej poziom przyzwoitego amatora", jednak sprawia jej to dużo przyjemności i pozwala się uwolnić od negatywnych myśli na temat życia. Ot, normalne hobby.
Niedawno Kamila, poświęcając dużo pracy, napisała bardzo długi tekst, który sama nazywa "cyklem". Jest to sześć połączonych ze sobą opowiadań, których objętość w całości ma jakieś 120+ stron. Wiem, bo pokazywała mi urywki i sama narzekała, że czasem się rozpędza przy tworzeniu.
Zachęciłem ją do opublikowania tekstu na pewnej stronie, która zbiera podobne utwory właśnie z zachowaniem tego podziału na części, bo była z niego naprawdę zadowolona. To też zrobiła. No i się zaczęło.
Strona dzieli się na Poczekalnie i Zbiór Główny. Moderacja sprawdza tekst i umieszcza go w Poczekalni, a potem "Loża Autorska" (czyli grupa najlepszych pisarzy strony) stwierdza, czy nadaje się on na stronę główną. Kamila po udostępnieniu pierwszej części tekstu została jednak zjechana z góry na dół przez ową grupę.
Niektórzy, chociaż dawali jej sugestie na temat poprawek, które (po tym, jak pozbierała się ze stanu agonii, w którą popadła) naniosła, inni wprost stwierdzali, że prawie dwudziestu ośmiostronicowe opowiadanie to wyłącznie porażka i jedno wielkie nieporozumienie.
Owszem, pojawiały się głosy, które zauważały, że pod prostymi do naprawienia błędami znajduje się mimo wszystko dość interesująca fabuła i chcieli otrzymywać kolejne. Dlatego moja droga Kamila usiadła i jeszcze raz wszystko poprawiła. Loży to jednak nie wystarczyło, domagali się dalszych popraw. Sytuacja się powtarza, Kamila znów czyta i nanosi poprawki, coraz bardziej podłamana (w pewnym momencie już sama stwierdzała, że "wypala się jej to przed oczami" i musi robić przerwy, bo już sama nie widzi czy coś zmieniła, czy nie), przejeżdżała różnymi programami do sprawdzania poprawności językowej, ale oczywiście "NADAL ŹLE, BO TUTAJ JEST UŻYTY SLANG KNAJACKI" (bo uwaga, użyła określenia, że dana osoba "podbiła", gdzie narracja jest prowadzona z perspektywy bohatera, mogącego spokojnie ujść za swoistego dresika) lub teksty "Aż mi szkoda marnować czasu na wytykanie wszelkich błędów".
I tutaj ciekawostka, że czasem nawet zaczęła używać form stylistycznych z czytanych (a więc wydrukowanych, wydanych przez wydawnictwo z całą masą redaktorów, edytorów i korektorów) książek i też były uznawane one za złe.
Zapytałem się jej, czy ona to wysyłała na jakiś konkurs literacki, czy do grupy magistrów polonistyki, skoro tak po niej jeżdżą za to. Nie, zwykła strona, na której można udostępnić swoją pracę. Narzekanie na długość (bo przecież jak to opowiadanie, które ma dwadzieścia osiem stron, a nie trzy!), na zabiegi stylistyczne (przypomnę, zaczerpywane z książek)...
I tak to się ciągnie od końca kwietnia.
Żeby jednak było zabawniej:
Jeszcze do niedawna Kamila należała do grupy facebookowej "Pisarze Amatorzy", gdzie właśnie miała nadzieję znaleźć ludzi o podobnych zainteresowaniach i móc pogadać właśnie o tym, jak się piszę. Większość tam wolała jednak publikować swoje upiorne wypociny do oceny, od razu rzucając kwestiami "Do jakiego to wydawnictwa?". Tamte prace można by podpiąć do kategorii pomyłek, ale ona zawsze traktowała to z przymrużeniem oka w myśl "oni chcą jedynie pokazać, jak piszą w normalnych warunkach, nie żądają zapłaty za możliwość zobaczenia tego. Nie mają korektorów, edytorów i innych ludzi, którzy za nią wszystko poprawią, jeśli im zapłacą". I w ten sposób zawsze starała się interpretować prace, zachęcając ludzi do dalszej pracy nad własnym warsztatem, sama starając się też go poprawiać, podczas gdy inni właśnie zachowywali się jak wspomniana loża autorska.
Cóż, widać, jeśli chcesz być pisarzem, musisz znać cały słownik na pamięć, mieć magistra, a nawet doktora polonistyki. Najlepiej jakby sam Miodek siedział obok Ciebie i jeśli popełnisz błąd, od razu go tłumaczył, poprawiając. W innym razie nawet nie pokazuj się na oczy.
Kamila, chociaż udaje, że wszystko jest okej, znów sięgnęła po papierosy (nie paliła od roku) i widać, że jest jej ciężko. Codziennie zastanawiam się, co będzie dalej, bo nadal mówi, że stara się poprawiać i dalej podchodzić miło do ludzi, którzy tylko oblewają ją wiadrami gnoju. Widać jednak, jak powoli traci znów ochotę na wszystko, chowając się jak żółw do skorupy, uważając się za beznadziejną i nic niewartą.
Wszystko dlatego, że chciała być szczęśliwą.
Ostatnio edytowany:
2023-05-07 16:02:58